W sobotnie przedpołudnie aż nie wypadało siedzieć w domu. Pogoda piękna, słoneczko przygrzewało, zapraszało na spacer. Pojechaliśmy nad morze. Niebo czyste, wiaterek niewielki, jednym słowem-BOSKO. Zapowiadało się miło i przyjemnie. Mój plan? Napstrykać zdjęć aż do bólu. Zawsze robię ponad setkę, żeby mieć z czego wybierać. I co? Po kilkunastu zdjęciach coś się stało z aparatem! Obiektyw przestał się chować! No myślałam, że mnie trafi. Tyle jeszcze miałam zrobić. W domu czekała sukienka na sesję. Zrobiłam jej kilka zdjęć w trakcie szycia, ale miałam dokończyć jak wrócę. Teraz musi poczekać. Te kilka zdjęć sukienki pokażę jako zapowiedź następnego posta. Poprzeplatam je ze zdjęciami wiosny, którą widziałam:)
Sukienka to model 117A z Burdy 2/2012 w wersji uproszczonej. Zrezygnowałam w niej z podzielenia na trzy części przodu spódnicy i zamka błyskawicznego.
*****
Wiosna, ach to Ty?
Dzianina, z której ją szyłam, to ściągacz bawełniany (komin), niezbyt dobry do szycia.
Kanał w Unieściu.
Nie podzieliłam spódnicy na części. Z przodu jest tylko "dziubek".
Ja zawsze w tyle, a mąż czeka :) Jeszcze parę metrów do morza.
I jest!
Tył po rozprasowaniu.
Baziuchna:)
Moja dzianina.
Tęsknota za morzem. Mąż kiedyś robił wypady pod żagiel.
Uwielbiam takie widoczki.
Do miłego!!!
Mam nadzieję, że niedługo będzie post o sukience.